Niezwykła to płyta,
trudna do sklasyfikowania i muzycznie nieoczywista. Wciągająca i pozwalająca
zanurzyć się w innym, odległym, prymitywnym i przepełnionym ludowymi
wierzeniami świecie. Płyta, którą, chociaż miałbym wątpliwości, czy należy
nazywać ją koncept albumem, przepełnia jedna, wyrazista wizja
muzyczno-liryczna. „Klechdy” to dzieło dojrzałe i wymagające od słuchacza
niemałego skupienia. Niestety, właśnie ten fakt może skazać album na medialny
niebyt.
Pod względem stylistyki nadal możemy mówić w przypadku Thy
Worshiper o metalu – tyle, że już wyłącznie o jego bardzo odległych
pograniczach - pozostał nam w zasadzie jedynie metalowy szkielet. Twórczości
zespołu wyjątkowego charakteru nadają nie ciężkie riffy, a elementy muzyki
liturgicznej, ludowej oraz cały kulturowy folklor z nią związany. Najlepszym
przykładem może być tu utwór „Marzanna”, który ociera się o ludyczne wierzenia
w warstwie tekstowej czy mój faworyt: „Wiła” – pięknie zaśpiewany przez Annę
Malarz, która zresztą po opublikowaniu albumu z zespołu odeszła. Jest to
niewątpliwie wielka strata dla formacji, ponieważ jej wokale stanowią
zdecydowanie jeden z największych atutów całego albumu.
Kolejnym są ciekawe linie melodyczne, wymagające od
słuchacza co prawda skupienia i wytrwałości, ale satysfakcjonujące, gdy
poświęci się im odpowiednią ilość czasu. Sprawa ma się nieco gorzej w przypadku
fragmentów „wyryczanych” przez Marcina Gąsiorowskiego. W jego wykonaniu
elementy o zabarwieniu bardziej pierwotnym stanowią coś pośredniego między
klasycznym growlem a pierwotnym rykiem. Odnoszę jednak wrażenie, że zamiast
wzmacniać w słuchaczu odczucia związane z kontrastami zawartymi wewnątrz samej
muzyki, powodują wybicie go z transu. Moim zdaniem, sprawiają one wrażenie zbyt
teatralnych i odrobinę wymęczonych.
Kolejnym problemem, który utrudnia odbiór całego albumu
jest jego znacząca długość. Za umieszczeniem na „Klechdach” dwunastu utworów
przemawiała oczywiście jasno określona idea – zespół często wspominał w
wywiadach, że każdy utwór odpowiada jednemu z miesięcy budując tym samym
odpowiednią narrację jeszcze bardziej wiążącą „Klechdy” z aspektem ludowym,
tyle, że deklaracja ta nie przekłada się na muzykę. Niestety, przesłuchanie
całości za jednym zamachem jest nie lada wyzwaniem.
Co więcej, wysłuchać całą płytę za jednym zamachem w
pełnym skupieniu stanowi zadanie godne lepszej sprawy. Specyficzny, transowy i
monotonny klimat albumu (rozumiany jednak w pozytywnym znaczeniu!) powoduje, że
trzeba go dawkować. Inaczej bardzo wiele smaczków może nam umknąć. W przypadku
tak, bądź co bądź, intrygującej i dojrzałej płyty była by to wielka
szkoda.
Kuba Kozłowski, Ocena: 4+
U nas obowiązuje skala szkolna:
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
Kuba Kozłowski, Ocena: 4+
U nas obowiązuje skala szkolna:
1- poniżej wszelkiej krytyki
2- cudem się prześlizgnął
3- przeciętnie, ale w normie
4- synu, jesteśmy dumni
5- gratuluje prymusie!
6- blisko absolutu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz